wtorek, 21 marca 2017

Pierwszy dzień wiosny, czyli historia pewnych słów


Szalony budzik każe mi zerwać się z łóżka. W mieszkaniu unosi się zapach mojej ulubionej jajecznicy. Schowane wczoraj w kokonie koloru kawy z mlekiem żonkile, przez noc zdążyły wystawić swe główki i śmieją się do mnie z parapetu. Cudowny poranek, pachnący wiosną!

To nic, że za oknem szaro i deszczowo. Ważne, że moje myśli otacza aura spokoju, relaksu i radości. Jest pięknie!

Pamiętam, jakby wydarzyło się to wczoraj. Aura zupełnie nie przypominała tej dzisiejszej. Mroźny, słoneczny poranek, a ja wśród tłumu uczniów, jadących do szkoły rozklekotanym autobusem. Ulubione miejsce przy szybie zapewniało mi swego rodzaju intymność. Byłam w tłumie, ale sama. Moje kolana wpijały się w plecy kogoś siedzącego z przodu, ale niewiele mnie to obchodziło. Kiladziesiąt minut później wciąż siedziałam w tym samym autobusie, zostawiając cel mojej codziennej podróży za sobą. Uczucie ekscytacji mieszało się ze strachem i obawą przed słusznością tego, co robię. Tylko jedna rzecz dodawała mi odwagi. Małe zawiniątko, spoczywające w tylnej kieszeni spodni. Ta niewinna z pozoru karteczka, w tym momencie dodawała mi odwagi. Za oknem przesuwały się kolejne krajobrazy, które widziałam jak za mgłą. Strumień myśli szumiał w mojej głowie.

Wsiadając do pociągu, miałam przed oczami wypaloną słońcem łąkę i ten wyjątkowy wschód słońca. Niebo pokryte było jeszcze gwiazdami, a nad horyzontem pojawiały się pierwsze złociste promienie. W powietrzu unosił się zapach mokrej trawy. Ciepły. Trochę duszący. I Twoja dłoń w mojej dłoni. Krótkie spojrzenie, niewiele słów.


Regał na książki zajmował całą ścianę w moim rodzinnym domu. Stały na nim książki w miękkiej i twardej oprawie, kolorowe od podkreśleń i całkiem puste, mniej i bardziej zniszczone. Sięgnęłam po jedną z nich i wtedy wypadła ona. Karteczka. Zwykła, niepozorna. Biała w niebieskie linie. Wyrwana z zeszytu byle jak, w pośpiechu. Dotknęłam jej.

W lewej ręce trzymam książkę, w prawej bukiet stokrotek, zebrany gdzieś po drodze. Kelner z przykrością stwierdza, że stoły na zewnątrz rozstawiane są dopiero w czerwcu. Przynosi wazonik.

O dwunastej w Paryżu* nic się nie dzieje. Nie przychodzisz. A ja do ciebie nie dzwonię. Nie piszę. Nie wiesz, że wystarczyły dwa słowa, by w moim życiu wszystko się zmieniło.


Osiem lat później wieszam na ścianie ramkę z niezwykłą karteczką.
 "Kochaj żyć!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 PoMajemu , Blogger