Grudzień przyniósł mi nieoczekiwanie wiele atrakcji. Nie nadążałam z zapisywaniem i robieniem zdjęć, ale na szczęście miałam przygotowaną bazę, czyli mój mini-album, w którym umieściłam ponumerowane już strony, moje piękne karty i miejsca na zapiski. Zdecydowałam się na mały album, co okazało się jednocześnie dobrym i złym pomysłem. Dobrym, bo wygląda uroczo i nie musiałam poświęcać na uzupełnianie go długich godzin. Złym, gdyż trudno było mi się zmieścić w tak małym formacie.
Do prowadzenia albumu chciałam podejść profesjonalnie :), więc zapisałam się na (a właściwie wygrałam!) kurs u Kasi. Niestety do dzisiaj nie odczytałam wszystkich maili, więc nie mogę powiedzieć jak było.
Moje wrażenia są pozytywne, bo w tym całym grudniowym szale udało mi się zatrzymać i przeżyć parę chwil wypełnionych świąteczną atmosferą. Pewnie bez albumu zrobiłabym sobie podobne przerwy, ale nie miałabym ich uwiecznionych na zdjęciach. Dzisiaj, kiedy przeglądam album, wypełnia mnie uczucie miłości i wdzięczności. Myślę, że kiedy będę go przeglądać za kilka lat, wzbudzi we mnie równie pozytywne emocje.
Nie jestem pewna czy za rok będę robić grudniownik. A jeśli już, to w większym formacie, żeby wspomnienia były bardziej wyraźne ;)
A Wy co myślicie o prowadzeniu takiego specjalnego albumu grudniowego?